"Przedmioty, które krzyczą" - fragment opowiadania Katarzyny Rogińskiej - Fenix 7-8 (107) 2001

   ...Powróciła do swojej pracy. NN spała pod kroplówką. Była coraz bardziej szczuplejsza i bledsza. Rany już się prawie zagoiły. Oczodoły nadal wypełniał żel - nie podjęto wciąż decyzji o wszczepie transplantów. Niech się lepiej nie budzi zbyt szybko, nie z tym potworem wewnątrz. Marijean starannie oczyściła końcówki korony. Łącze wizji włożyła w "trzecie oko", obręcze dopasowała tak, by cienkie jak igły bolce trafiły w rzędy otworów, biegnących od potylicy ku skroniom. Pomyślała, że musi znów podciąć włosy, bo zasłaniają wejścia. Dziura po komunikatorze w czaszce NN zabliźniała się, ale uprzejmy chirurg wstawił w to miejsce odpowiednie dla nurka gniazdo. Podłączyła się. Potwór ciągle czekał na wypalonym słońcem cmentarzysku. Mocniej śmignął ogonem, jakby na powitanie. Delikatnie złapał zębami księgę, wstał i ruszył przed siebie lekko i płynnie. Sześć pazurzastych łap nie pozostawiało żadnych śladów. Obejrzał się na Marijean. Poszła za nim. Za cmentarzem rozciągała się znajoma szarość, która pod ich stopami zmieniała się w trawiastą równinę, lekko pagórkowatą. Skom tworzył na bieżąco scenerię wewnętrznego świata. Zastanawiała się, po co to robi, czyżby dla niej? Nie, raczej z jakiś własnych powodów, może aby poczuć swą moc, zawładnąć obszarami wytartych wspomnień tamtej osobowości. Jest przecież klasycznym psychopatą. Dokąd ją prowadzi? I w jakim celu? Wędrowali już dość długo, wciąż przed siebie. Nagle potwór zatrzymał się, przysiadł na tylnych łapach i z podłoża poczęła się wyłaniać jakaś struktura. Źdźbła wyrastały do ogromnych rozmiarów, splatały się ze sobą, tworząc kolumny, paraboliczne łuki, sklepienia, coraz wyżej i wyżej. Wyobraźnia smoka tworzyła prawdziwą organiczną budowlę, węźlaste pęki gigantycznej trawy rosły w ściany korytarzy, rozciągały w komnaty i krużganki, przeplatały się we fryzach, bujały w wieże, pinakle, baszty. Marijean z podziwem patrzyła na ten proces twórczy - pomyślała, że ma do czynienia z artystą. Widziała już coś podobnego, ale nie na taką skalę, kiedy znajomy malarz dał jej wejść w swój umysł podczas malowania obrazu. Nie minęło kilka chwil i dzieło było już ukończone. Smok poprowadził ją przez główne wejście do wnętrza zamku. Cały czas pracował - roślinna materia zmieniała się w kamień, potem w beton z rdzawymi zaciekami w miejscach, gdzie prześwitywało zbrojenie. Tworzył wilgoć, lekki chłód i zapachy - kurzu, zleżałego papieru, pleśni, krwi. weszli do sporej komnaty, którą natychmiast oświetlił ściennymi, okratowanymi lampami. Nie zapomniał też o żyłach kabli i śladach szalunku na ścianach. Za nimi zamknęły się stalowe, hermetyczne drzwi. Na środku pojawiły się dwa proste krzesła i rzeźbiony bogato pulpit, na którym potwór ostrożnie złożył księgę. Zaczął się zmieniać. Najpierw schowały się kolce grzbietowe, potem środkowa para łap została jakby wessana do wewnątrz ciała. Pysk stawał się coraz bardziej płaski, pozostałe kończyny szczuplały i traciły szpony. Po chwili miała przed sobą młodą, ludzką wersję NN, tylko czarna, łuskowata suknia przypominała nieco smoczą skórę. NN usadowiła się na jednym z krzeseł i wskazała jej drugie. Wyciągnęła przed siebie ręce, pokazując najpierw wierzch, potem spód dłoni. Podniosła wskazujący palec do ust, skierowała go w stronę Marijean, następnie wykonała ten gest obydwiema dłońmi, naprzemiennie. Marijean rozpoznała znak "mówić" z archiwalnego języka migowego, którego pobieżnie uczyła się na studiach, bardziej jako ciekawostki, niż czegoś użytecznego. Odpowiedziała więc tym samym znakiem. NN uśmiechnęła się...

HOME